czwartek, 18 czerwca 2009

prawo jazdy a miłość rodzicielska:)

Witam wszystkich:)

Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem ale jakiś czas temu moje jedyne dziecko (wiem, wiem, że już niesamowicie "wyrośnięte" ale moim dzieckiem zostanie do końca moich dni, więc poprosiłem o dyspensę na używanie ego określenia :) i została mi po walce dość zaciętej :):) udzielona) postanowiło zdawać po raz pierwszy w życiu na prawo jazdy.

Oczywiście jako ojciec i głowa (powiedzmy, że bardzo umowna głowa - u nas w domu tych głów są trzy i każda ma swoje miejsce na szyi:P:P) rodziny posiadam prawo jazdy i nawet jakiś samochód w garażu, z którego korzysta głównie żonka - ja już dawno temu przerzuciłem się na rowerek i pelerynę przeciwdeszczową.

Jakoś w samochodzie zawsze czułem się trochę klaustrofobicznie, choć oczywiście bardzo pożyteczna to zabawka. Jednak teraz zostałem zatrudniony jako osobisty trener jazdy - do tej pory nie wiem dlaczego ja, moja druga połówka bardziej by się do tego zadania nadawała. Podobno jestem mniej nerwowy w samochodzie i nie krzyczę, nawet gdy grozi nam czołowe zderzenie z jakimiś słupkami na placu manewrowym.

Umiejętności moja droga córka przejęła chyba ode mnie i z racji czego samochód zaliczył kilka niezbyt głębokich wgnieceń zderzaka i jedną rysę na drzwiach pasażera.

No cóż dla rodziny zawsze byłem gotów na wiele.

Pozdrawiam i życzę równowagi wewnętrznej.

5 komentarzy:

  1. Hihihi spokój wewnętrzny godny podziwu i naśladowania!! pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja bez samochou to jak bez ręki - choć ostatnio mi autko zaniemogło i jakoś strasznie było. A ja żeby się nie denerwować z moimi latoroślami to im po prostu wykupiłem dodatkowe lekcje, żeby nie musieć na nich krzyczec a na pewno bym krzyczał :P:P:P Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. szarypracownik22 czerwca 2009 14:45

    hehe. No popatrz, a pomyśleć, że za jakiś czas to ja będę się uczył.
    Ale podejrzewam, że będą większe "zniszczenia" niż u Ciebie :)
    Pozdrawiam
    SP

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam jak kilka lat temu zacząłem się uczyć jeździć. Wcześniej nigdy nie siedziałem za kieronicą. Po 15 minutach jeździłem po mieście, a w połowie kursu pozwolono mi złożyć dokumenty na egzamin, bo stwierdzono, że umiem co trzeba. Samochodu raczej bym nie poświęcił na naukę i wolałbym dać więcej kasy na jakieś jazdy doszkalające ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja na ten pomysł z jazdami doszkalającymi wpadłem za późno widać i to dzięki Waszym podpowiedziom - Kacper, Strusiu - dzięki wielkie:)
    Dziecko moje oczywiście za pierwszym razem nie zdało, więc teraz oczekiwanie na drugi termin:)

    Pozdrawiam i bardzo dziękuje za wsparcie i wyrażanie własnych przekonań:)

    OdpowiedzUsuń