poniedziałek, 29 czerwca 2009

Liniami znaczone życie :)

Ostatnio pojechałem do pewnego urzędu w moim mieście. Chciałem wyrobić nowy paszport, ponieważ stary okazał się nieważny o czym przypomnieliśmy sobie z moją drugą połówką w momencie, gdy wakacje do ciepłych krajów były już prawie opłacone. Musieliśmy wykonać szybki zwrot w tył, przeprosić Panią w biurze turystycznym i ulotnić się zanim jej myśli przybrałyby formę fizycznego zabójcy:). A wierzcie mi było blisko.


Właśnie usłyszałem o obowiązku oddania w posiadanie państwa odcisków palca każdego obywatela, który będzie chciał wyrobić sobie nowy paszport, co ma pomóc w różnych dziwnych procedurach o których usłużnie zaczęła mi opowiadać panienka z okienka :). Pomysł jak dla mnie chyba zbyt ograniczający moje swobody. Gdy myślę o odciskach palców od razu przypomina mi się jakaś scena z amerykańskiego filmu klasy B, gdzie przewalają się tabuny pań lekkich obyczajów i gangsterów. Niezbyt dobrze się czuję z faktem, że mimo tego, że byłem grzeczny Panie Władzo muszę zdeponować moje odciski. No cóż pewnie jak do wielu innych rzeczy w życiu będę się musiał po prostu przyzwyczaić.


Choć z drugiej strony podobno coraz więcej rzeczy będzie obsługiwanych przez odciski linii papilarnych – laptopy, słyszałem o zamkach do drzwi i telefonach komórkowych również w ten sposób aktywowanych.


A w międzyczasie zobaczcie sobie jak policja ściąga odciski palców w nowoczesny sposób, czyli czego używali w Stanach 20 lat temu:)


Pozdrawiam.

Yogaman piotr




środa, 24 czerwca 2009

Jogińskie świętowanie:)



Witam serdecznie i pragnę Wam donieść, że piszę dopiero dziś, ponieważ moje ukochane dziecko zabrało mnie wczoraj (a może raczej trzeba powiedzieć uprowadziło) z domu i zaplanowało tysiąc atrakcji, by uczcić ten mój jeden zasłużony dzień w roku – Dzień Ojca.

Porwanie (to odnotowuję dla akt policyjnych) miało miejsce około 7:00 rano, gdy oddawałem się porannej toalecie. Ledwo zdążyłem się ogarnąć, gdy tu znienacka moje zmysły zostały zaatakowane przez ziołową mieszankę herbacianą o niesamowitym zapachu i smaku. Prócz tego moje dziecko specjalnie dla mnie zamówiło Mate ceramiczne (zdjęcie nr 1 powyżej)- artystycznie, ręcznie wykonane naczynko z czerwonej ceramiki oraz bombillę (zdjęcie nr 2) – to taka specjalna „słomka” przez którą się pije z tego kubeczka yerba mate.

Byłem przeszczęśliwy – już dawno marzyłem o czymś takim. Oprócz tego zaliczyliśmy wyjście do lokalu, w którym wolno palić sziszę:), zjedliśmy pyszny wegetariański posiłek i zaliczyliśmy koncert w stylu reggae. Teraz odkąd moje dziecko studiuje jakoś bardziej organizuje własne życie na własną rękę, czego oczywiście nie mogę mieć jej za złe żadną miarą. Jedyne co mogę to być dumny z tego jak jest mądrym i wspaniałym dzieckiem. Jak powolutku układa swój własny życiorys na własnych zasadach i kierując się dobrymi zasadami (uff – w końcu możemy z małżonką odetchnąć i podać sobie rękę, że jednak udało nam się jej wpoić wartościowe reguły życia)

Podsumowując bawiłem się świetnie. Z uprowadzenia jestem jak najbardziej zadowolony. Oby zdarzały się one częściej.

Pozdrawiam wszystkich czytających i zaglądających.

czwartek, 18 czerwca 2009

prawo jazdy a miłość rodzicielska:)

Witam wszystkich:)

Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem ale jakiś czas temu moje jedyne dziecko (wiem, wiem, że już niesamowicie "wyrośnięte" ale moim dzieckiem zostanie do końca moich dni, więc poprosiłem o dyspensę na używanie ego określenia :) i została mi po walce dość zaciętej :):) udzielona) postanowiło zdawać po raz pierwszy w życiu na prawo jazdy.

Oczywiście jako ojciec i głowa (powiedzmy, że bardzo umowna głowa - u nas w domu tych głów są trzy i każda ma swoje miejsce na szyi:P:P) rodziny posiadam prawo jazdy i nawet jakiś samochód w garażu, z którego korzysta głównie żonka - ja już dawno temu przerzuciłem się na rowerek i pelerynę przeciwdeszczową.

Jakoś w samochodzie zawsze czułem się trochę klaustrofobicznie, choć oczywiście bardzo pożyteczna to zabawka. Jednak teraz zostałem zatrudniony jako osobisty trener jazdy - do tej pory nie wiem dlaczego ja, moja druga połówka bardziej by się do tego zadania nadawała. Podobno jestem mniej nerwowy w samochodzie i nie krzyczę, nawet gdy grozi nam czołowe zderzenie z jakimiś słupkami na placu manewrowym.

Umiejętności moja droga córka przejęła chyba ode mnie i z racji czego samochód zaliczył kilka niezbyt głębokich wgnieceń zderzaka i jedną rysę na drzwiach pasażera.

No cóż dla rodziny zawsze byłem gotów na wiele.

Pozdrawiam i życzę równowagi wewnętrznej.

wtorek, 9 czerwca 2009

rodzinne wibracje

Właśnie mam za sobą kilkudniową wizytę mojej teściowej. Żeby wszystko było jasne zagorzałej katoliczki, która uważa jogę i medytacje za jakieś wymysły i szatańskie praktyki:). W trakcie jej pobytu zostało mi wetkniętych tyle "szpilek", że dziwię sie samemu sobie, że jeszcze potrafię się ruszać i zginać członki ciała:0.

Nie muszę chyba podkreślać, że nie należę do ulubieńców matki mojej żony. Niestety mój zawód instruktora jogi nie zadowolił jej wymagań - nie jestem ani inżynierem, ani dyrektorem, ani innym prezesem (tzn prezesem jestem ...... rady osiedlowej, co mnie satysfakcjonuje w stu procentach, w przeciwieństwie do mojej teściowej).

Mam wrażenie, że za każdym razem gdy do nas przyjeżdża przechodzi w Kościele tygodniowe przygotowanie, by nie dać się sprowadzić ze słusznej drogi a zaraz po powrocie biegnie do konfesjonału). To znaczy prócz tej lekkiej :) fiksacji jest niezwykle inteligentną, oddaną rodzinie i wesołą kobietą - tylko ja na nią wplywam jakoś niekorzystnie:)

Więc w trakcie jej pobytu, by powrócić do stanu równowagi wewnetrznej zawsze więcej czasu spędzam na medytacji, której wpływ na moja duszę jest niesamowicie zbawienny. Staję się spokojnieszy, pogodny, bardziej wewnetrznie pozbierany, wyciszony, ukontentowany.

Dlatego wszystkim w sytuacji podwyższonego stresu :) polecam zbawienną sztukę medytacji:).